
Siatkarki Legionovii zdobyły dwa złote medale w kategorii juniorek i kadetek. – W siatkówce nigdy nie można być pewnym wyniku do momentu, gdy nie usłyszy się końcowego gwizdka – powiedział trener Wojciech Lalek.
To był wielki sezon LTS-u Legionovii. Pana podopieczne zdobyły dwa medale w rozgrywkach młodzieżowych i medal w Młodej Orlen Lidze. Był pan takim sukcesem zaskoczony?
Wojciech Lalek: – I tak, i nie. Start w Młodej Orlen Lidze był dla wszystkich klubów wielką niewiadomą. Tak naprawdę to był jej pierwszy sezon i nikt nie wiedział, jakimi składami dysponują startujące w niej kluby i jak podejdą do tych rozgrywek. Sam system – eliminacje w grupach opartych na podziale terytorialnym i ciąg dalszy z zaliczeniem punktów z rozgrywek grupowych, brak fazy play-off już był loterią. Nasz klub podszedł do tych rozgrywek bardzo poważnie i do kolejnych spotkań wychodziliśmy w możliwie najsilniejszym składzie, co przełożyło się na sukces. Inna sprawa – rozgrywki młodzieżowe. W tym przypadku od początku wiedziałem, że dysponujemy w tym sezonie bardzo mocnymi zespołami i postawiłem sobie i drużynom wysokie cele. Jednak szczególnie w przypadku juniorek były pewne obawy związane z tym, że zespół, który walczył w finałach o tytuł mistrzowski, składał się z zawodniczek, które na co dzień nie trenowały ze sobą. To wpływało na to, że poszczególne fazy eliminacji przechodziliśmy z pewnym trudem. Jednak każdy wspólny mecz poprawiał jakość naszej gry, co zaowocowało sukcesem.
Juniorki wywalczyły złoto w wielkim stylu. Tylko w pierwszym spotkaniu drużyna z Iławy postawiła się pana zawodniczkom. Była jakaś niepewność przed piątym setem tego pojedynku?
– W siatkówce nigdy nie można być pewnym wyniku, dopóki nie usłyszy się ostatniego gwizdka. Ten mecz z Iławą był tego dowodem. To był pierwszy mecz turnieju. Takie spotkania na inaugurację są dla wszystkich bardzo trudne. W tym było wszystko, co wyróżnia tę dyscyplinę. Dobra, równa gra naszego zespołu i pewne prowadzenie 2:0, potem rozluźnienie, niewytłumaczalna seria błędów własnych i remis. Później stało się znów coś, czego nawet znawcy sportu nie rozumieją. Nasz zespół, walczący z niemocą w przegranych partiach, przyciśnięty do muru zagrał rewelacyjnie, pewnie wygrywając decydującego seta i cały mecz. Z perspektywy czasu wiem, że kuriozalnie ten najsłabszy mecz w turnieju nam pomógł. Dziewczyny zobaczyły, jak ciężko będzie trzeba pracować, by odnieść sukces. W kolejnych meczach wychodziły skoncentrowane i w pięknym stylu wygrały całe mistrzostwa.
Przejdźmy do kadetek. Co pan pomyślał po pierwszym meczu w Proszowicach? Libero Stargard Szczeciński okazał się lepszy od Legionovii. Czy po tej przegranej bitwie wierzył pan w końcowy sukces?
– No właśnie. Pierwszy mecz turnieju i porażka z wcale nie najsilniejszym przeciwnikiem. Do dziś pamiętam słowa przedstawiciela PZPS-u, który po meczu powiedział: „To nie miało tak być.” Nic dodać, nic ująć. Potrzebna była szczera rozmowa z zespołem. Nie wchodząc w szczegóły, doszliśmy do tego, co nam przeszkadzało w grze. To była presja na kolejny po juniorkach sukces, presja, którą dziewczyny same sobie zgotowały. Udało nam się dotrzeć do głów i w kolejnych spotkaniach nasze kadetki pokazały wysoki poziom i zasłużenie zdobyły złote medale mistrzostw.
Przed nowym sezonem w każdej grupie nastąpią roszady. Część zawodniczek przejdzie do wyższych wiekowo kategorii. Jak planuje pan obronę osiągniętych miejsc w kolejnym sezonie? Wiadomo już, że nie obroni pan tytułu mistrzowskiego w kadetkach?
– Ze zmianami w składach juniorek i kadetek nie ma aż takiego problemu. Od jakiegoś czasu praca w poszczególnych grupach wiekowych wygląda tak, że kolejne pokolenia uzupełniają naturalne straty osobowe, spowodowane przejściem do wyższych kategorii rozgrywkowych. Tak będzie i w tym roku. Moim zdaniem nasze drużyny nadal będą liczyły się w kraju. Na ile to wystarczy, nikt nie wie. Rozgrywki zweryfikują nasze plany. Co do rozgrywek w kolejnym sezonie – kadetki poprowadzi już inny trener, a ja skupię się na rozgrywkach Młodej Orlen Ligi i juniorek.
Autor wywiadu: Michał Machnacki